Rozdział 16

Nadine obejrzała się dookoła. Otaczali ją ludzie w białych fartuchach. Chcieli ją złapać, ale ona się im wyrywała.
- Nie jestem chora umysłowo! Nie zabierzecie mnie do wariatkowa! - krzyczała rozpaczliwie. - Zostawcie mnie! - wydusiła jeszcze, nim jej oczy zaczęły zachodzić mgłą. W końcu już nie widziała nic, tylko słyszała echo własnych krzyków. Nagle przez jej umysł przebiegł delikatny szept: „Obudź się kochanie, to tylko sen”. Od razu, gdy to usłyszała, otworzył oczy i dostrzegła nogi swojego łóżka. Musiała spaść w trakcie snu. Usiadła prędko i obiegła wzrokiem całe pomieszczenie. Ku jej zawiedzeniu, choć wcale nie zdziwieniu, nigdzie nie dostrzegła swojej siostry, której głos ją obudził. „Przecież ona nie żyję. Zmarła pięć lat temu. Czego oczekiwałaś? Że zmartwychwstała?” - zganiła się w duchu za swój debilizm. Nagle przed oczami znów stanął jej obraz ze snu.  Sen ten nie był niczym niezwykłym. Miewała go istotnie codziennie od śmierci Anastasii. To wszystko z powodu tych wizji, które się pojawiły od tamtego strasznego wydarzenia. Dziewczyna uważała, że są one chore i nienaturalne, więc ukrywała je przed innymi, ale wciąż obawiała się najgorszego… W końcu wstała z dywanu i pościeliła łóżko. Kołdra i poduszki leżały po drugiej stronie łóżka. „Musiałam się strasznie rzucać” - stwierdziła w myślach. Gdy jej posłanie wyglądało, jako tako, poszła do łazienki załatwić się i wziąć szybki prysznic. Gdy pozbyła się ze swojego ciała odrętwienia, które powstało w skutek nagłego przebudzenia, przemieściła się do swojej maleńkiej kuchni. Zrobiła sobie na śniadanie sałatkę z roszpunki, kiełków, rzodkiewki, zielonego ogórka i sera fety. Wszystko doprawiła ziołowymi przyprawami i zaparzyła herbatę z melisy. Akurat miała położyć na stoliku kubek, gdy nagle wypadł on jej z ręki. Oczywiście się stłukł, a gorący napar oblał jej gołe nogi. Ona jednakże w tej chwili nic nie czuła. Znów miała wizję. Tym razem ukazała jej się twarz pewnego młodzieńca, którego nigdy w życiu nie widziała. Jego rysy były nieco zamazane, ale oczy… Jego oczy były według niej najcudowniejsze na świecie. Ich brąz był koloru ziemistego, nakrapiany zielonymi punktami. Skojarzyły jej się one z kiełkującymi roślinami, czyli powstawaniem nowego życia, odrodzeniem. Po kilku sekundach obraz znikł tak nagle, jak się pojawił, a ona w końcu poczuła ból oparzonej skóry. W niektórych miejscach miała wbite kawałki szkła. Całe łydki i stopy miała zaczerwienione i ciekły po nich pojedyncze stróżki krwi. Wydając głośny pisk, pobiegła szybko do łazienki. Wlazła prędko do kabiny, nadal będąc w ciuchach i nawet nie zasuwając zasłonki, odkręciła pospiesznie kurek. Dzięki Bogu poleciała lodowata woda, przynosząc jej niezmierną ulgę. Cała krew i pozostałości po kubku spłynęły razem ze strumieniem wody. Kiedy ból znacznie zelżał, czym prędzej sięgnęła do szafki ukrytej za lustrem. Wyciągnęła z niej maść na oparzenia i bandaż. Nie czekając, aż ból powróci ze zdwojoną siłą, posmarowała sobie oparzenia i je opatrzyła. Potem wytarła podłogę w łazience od wody i wyczyściła kuchnię. Gdy wszystko było znośnie czyste, poszła do sypialni i usiadła na krześle przy biurku i sięgnęła po jedną ze swoich książek. Wybrała książkę jednakże nie na uczelnię, lecz jedną z książek, które czytała dla rozrywki. Tym razem była to opowieść pt. „Córka czarownic” Doroty Terakowskiej. Lubiła wszystkie dzieła tej pisarki, ale akurat to było jej ulubionym. Ogólnie kochała się zatracać w krainie, w której żyli bohaterowie. Chociaż przez ten jeden jedyny moment mogła oderwać się od rzeczywistości. W tej książce podobało jej się to, że bohaterka pomimo wielu przeciwności losu znalazła swoją prawdziwą tożsamość i spełniła swoje przeznaczenie. Dodatkowo akcja była umieszczona w niezwykłym królestwie, którego opisy bardzo pobudzały wyobraźnię. Do tego jeszcze ten wątek magiczny…
- Ach… - westchnęła dziewczyna wczytując się w książkę. Planowała tak naprawdę ten sobotni dzień spędzić w mieście, ale w skutek zaistniałej sytuacji musiała zmienić swoje plany. Właściwie to jej to nawet odpowiadało, bo nie za bardzo lubiła niepotrzebnie spędzać czas wśród obcych ludzi… Książkę skończyła czytać około godziny pierwszej po południu. Stwierdziła, że zamówi sobie pizzę, bo nie chciało jej się gotować, a była bardzo głodna. Jak zwykle poprosiła o wegetariańską. W międzyczasie, oczekując dostawy, włączyła komputer. Kiedy chciała wpisać w wyszukiwarkę interesującą ją frazę, znów nawiedził ją obraz tamtego chłopaka o cudownych oczach. Tym razem jego twarz była nieco wyrazistsza. Nadine stwierdziła, że była ona naprawdę ładna o mocno zarysowanych kościach policzkowych, gęstych brwiach i szerokich ustach. Wróciła do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna prędko wyciągnęła z portfela pewną sumę pieniędzy i pospiesznie założyła getry, tunikę i kapcie, po czym wybiegła na klatkę schodową. Zamiast jednak osoby z pizzą, zobaczyła koszyk przed drzwiami budynku. Kiedy je otworzyła i zajrzała do koszyka, dostrzegła… śpiące niemowlę!!! W środku leżała również karteczka. Nadine po nią sięgnęła. Było na niej napisane: „Ma na imię Tatiana. Proszę, zaopiekuj się nią”. Dziewczyna nie była pewna, co zrobić. W końcu stwierdziła, że nie może zostawić porzuconego niemowlaka na dworze przed blokiem, mimo że był ciepły, letni dzień. Ostrożnie złapała rączkę koszyka i go podniosła. Był dosyć ciężki. Starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, aby nie zbudzić dziecka, zabrała go do mieszkania. Kiedy zakluczyła za sobą drzwi, wyjęła delikatnie niemowlę z koszyka i położyła je na swoim łóżku. Było bardzo małe, mogło mieć najwyżej miesiąc. Pod kocykiem znajdowało się jakieś zawiniątko, do którego była przywiązana kolejna kartka. Koślawe litery układały się w jeden wyraz brzmiący: „Dziękuję”. Nadine otworzyła paczuszkę. Jej zawartość ją bardzo zszokowała. Mianowicie znalazła tam kilkadziesiąt banknotów dwustuzłotowych. Od razu domyśliła się, na jaki cel są one przeznaczone. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zdecydowała się pójść na zakupy. Oczywiście nie zamierzała zatrzymać małej Tatiany, ale nie chciała jej przecież oddawać do domu dziecka!!! Zostawało, więc na tą chwilę tylko jedno wyjście, musiała kupić dla malucha potrzebne rzeczy, aby móc się nim zajmować, nim znajdzie dla niego jakiś dom. Kiedy klęczała przy koszyku, trzymając w dłoniach pieniądze zamyślona, niespodziewanie rozległo się cichutkie łkanie. Dziewczyna, czym prędzej wstała z podłogi i pobiegła do niemowlaka. Tatiana miała szeroko otworzone oczy…
- O mój Boże… - szepnęła do siebie przerażona tym, co zobaczyła. Tęczówki niemowlaka nie miały naturalnego koloru, tylko były… pomarańczowoczerwone. Niczym ogień. Nadine miała nawet wrażenie, że widzi w nich płomienie. Nagle dziecko umilkło, jakby wyczuwając emocje towarzyszące dziewczynie. Nadine nie miała pojęcia, co uczynić. Wiedziała, że nie może porzucić małej, choć w tym momencie miała na to ogromną ochotę. Po chwili zrozumiała jeszcze jedną rzecz. Nikt takiego dziecka nie będzie chciał zabrać. Nigdy. Po kilku minutach oprzytomniała i sięgnęła po swój telefon. Po chwili zastanowienia wybrała numer swojego byłego chłopaka, który był obecnie jednym z jej najlepszych przyjaciół. Po dwóch sygnałach odebrał.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć, Tomaszu - przywitała się.
- Hej, Di - odpowiedział jej przyjaciel używając wymyślonego przez siebie zdrobnienia jej imienia. - O co biega? - spytał się po chwili.
- Przyjedź, proszę - odrzekła Nadine o wiele ciszej. Przez około minutę panowała cisza, gdy nagle Tomasz powiedział:
- Dobrze - i się rozłączył.
- Dziękuję - rzekła głucho dziewczyna i rzuciła się na łóżko, starając się nie przygnieść Tatiany. Ukryła twarz w poduszce i wybuchła głośnym płaczem. Był to pierwszy raz od wielu lat. Kiedy Anastasia odeszła, szlochała całymi dniami, aż łzy całkowicie wyschły. Od tamtej pory nie płakała, aż do teraz. Życie ją przerosło. Nie mogła liczyć na rodziców, gdyż oni w ogóle się nią nie interesowali. Zawsze kochali tylko tego małego, przemądrzałego głupka, jej wstrętnego braciszka Jaśka. Any też nie kochali, była w końcu wpadką. Frank i Beata zresztą zawsze chcieli mieć synka. Nadine i Jasiek byli bliźniętami dwujajowymi. Dziewczyna prawie nie wylądowała w domu dziecka, ale uratowała ją babcia Selena, która kategorycznie zabroniła tego córce i zięciowi. Ogólnie to Nadine i Anastasia bardzo przypominały wyglądem babcię Selenę, która była naprawdę ładną kobietą. Niestety ich matka odziedziczyła urodę po swoim niezbyt przystojnym ojcu, więc była dodatkowo jeszcze o nie zazdrosna. Jaśka rodzice wręcz ubóstwiali. Zawsze był we wszystkim najlepszy. W całym życiu nie miał ani jednej jedynki, dwójki, czy nawet trójki. W tej chwili studiował coś w Anglii za jakieś tam dziwne stypendium. Siostry traktował jak jakieś szmatki. Zawsze musiały mu usługiwać, bo gdyby nie, to od razu dostałyby od rodziców lanie. Z resztą rodziny nie utrzymywały bliskich kontaktów, gdyż Beata i Frank im tego zabronili. Przez te wszystkie sytuacje, które razem przeszły, były sobie jeszcze bliższe. Kiedy Nadine o tym rozmyślała, usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi do mieszkania. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i wybiegła do przedpokoju, w którym stał Tomasz. Chłopak nie był może tak przystojny, jak ten z jej wizji, ale miał w sobie to coś, co zawsze ją do niego przyciągało. Gdy go ujrzała rozczochranego, zaczerwionego i spoconego, nie mogła się powstrzymać i się do niego przytuliła. „Musiał bardzo się spieszyć. Dla mnie” - pomyślała. I nim to sobie uświadomiła, pocałowała go w lekko mokre usta. Były miękkie i ciepłe jak zawsze. Z początku chłopak stał nieruchomo, zdziwiony, ale moment później oddał jej pocałunek. Jedną ręką objął ją w talii, a drugą wplótł w jej ciemnokasztanowe włosy. Ona złapała go za kark. Po chwili przyciągnął ją bliżej do siebie. Sekundę później dziewczyna nadal całując się z chłopakiem zaciągnęła go do kuchni. Tomasz usiadł na jednym z krzeseł przy stole, a ona mu na kolanach. Przez cały czas się całowali. Nadine czuła sól swoich łez. W pewnym momencie przerwali, aby zaczerpnąć tchu, ale zrobili to z wielką niechęcią. Prze sekundę patrzyli sobie głęboko w oczy. On w jej piwne, a ona w jego szare, jak burzowe chmury. Nie tracąc czasu znów połączyli swoje wargi w długim pocałunku. Tym razem nie był aż tak chaotyczny jak poprzedni. Niespodziewanie chłopak odepchnął protestującą dziewczynę i zdjął ją sobie z kolan, po czym wstał.
- Nie, Di - powiedział do dziewczyny stanowczo. - Nie mogę - dodał. Nadine milczała, zawstydzona spuszczając wzrok.
- Przez te trzy miesiące dawaliśmy sobie radę. Dlaczego akurat ter… - przerwał w pół słowa, gdyż rozległ się głośny płacz. Nadine szybko pobiegła do swojego pokoju i wzięła na ręce małą Tatianę. Kompletnie o niej zapomniała. Gdy tylko jej dotknęła, dziewczynka umilkła. Samo w sobie wydało się to trochę dziwne… Tomasz doznał szoku, gdy wszedł do pokoju. Otworzył szeroko oczy i stanął jak wryty. Nic nie mówiąc, przyglądał się trzymanemu przez dziewczynę niemowlęciu.
- O co chodzi, Di? - spytał się ledwo słyszalnie. - To nie twoje dziecko, nie? - zadał jeszcze jedno pytanie, nim Nadine zdążyła odpowiedzieć na pierwsze.
- Oczywiście, że nie moje - odpowiedziała starając się mówić opanowanym tonem. - Ktoś mi ją podrzucił.
- Ją? Czyli to dziewczynka, tak? - spytał się chłopak także starając się uspokoić.
- Tak - potwierdziła dziewczyna. - Ma na imię Tatiana - dodała po chwili.
- Jak moja mama - mruknął chłopak pod nosem, ale Nadine i tak usłyszała.
- Rzeczywiście! Ale zbieg okoliczności! - powiedziała zaskoczonym tonem i zaśmiała się krótko. - Chciałbyś może jej się bliżej przyjrzeć? - zadała mu niepewnie pytanie. Tomasz nie odpowiedział, tylko podszedł wolnym krokiem. Kiedy zobaczył oczy małej Tatiany, zasłonił usta, a w jego oczach było widać przerażenie.
- Co jeszcze znalazłaś oprócz niej? - wykrztusił.
- W koszyku, w którym leżała, były jeszcze te dwie karteczki - powiedziała pokazując mu zapisane kawałki papieru. - I to - dodała wskazując palcem na zawartość koszyka. Kiedy Tomasz dostrzegł banknoty, ponownie zaniemówił.
- Twoje plany? - rzekł pytającym tonem po dłuższym czasie milczenia.
- Chyba ją zatrzyyy…mam - odrzekła Nadine wahającym się głosem.
- I pewnie chcesz, abym poszedł na zakupy, bo nikt nie może jej zobaczyć - powiedział pewnie, wprawiając tym razem w osłupienie dziewczynę .
- Jeśli nie masz nic przeciwko… - odezwała się w końcu Nadine.
- Czy kiedykolwiek cię zawiodłem? - rzekł jeszcze, a gdy dziewczyna zaprzeczyła, uśmiechnął się zadowolony z siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz