Tym razem śniło jej się coś innego. Biegła przez las. Była noc. Kogoś goniła. Nie widziała go tak naprawdę, ale wiedziała, że jeśli przestanie, to straci tą osobę na zawszę. Była pewna, że jest to człowiek bliski jej sercu. Drzewa rosły dosyć gęsto i tylko bardzo rzadkie światło księżyca przedzierało się przez poszycie. Było zaskakująco cicho. Żadnych odgłosów zwierząt, ani szumu wiatru. Słyszała jedynie pękanie gałązek pod jej bosymi stopami. Miała na sobie długą, zwiewną, granatową suknię. Nagie ramiona ocierały się o gałęzie otaczających ją drzew. Włosy miała rozpuszczone. O wiele dłuższe niż w rzeczywistości, mieniły się srebrnawo w nikłym blasku księżyca, mimo iż ich naturalnym kolorem było złoto. Nie czuła bólu, ani nie było jej zimno. Jej jedynym odczuciem była bezbrzeżna rozpacz. Bała się, że nie dogoni tej osoby. Nagle usłyszała za sobą cichy śmiech. Odwróciła głowę nadal biegnąc. Ujrzała Anastasię. Była półprzezroczysta. Uśmiechała się do dziewczyny ciepło.
- Pamiętaj, zawsze będę cię kochała. Nigdy nie przestanę - wypłynęły z ust jej siostry słowa. Niespodziewanie duch Anastasii zniknął, a Nadine się potknęła i wpadła do dołu. Spadała i spadała. Próbowała krzyczeć, ale żadne dźwięki nie wydobywały się z jej ust, ale dookoła niej nadal wibrowały słowa jej siostry. Ostatnie słowa, które do niej wypowiedziała nim umarła.
***
Następny sen był o zupełnie innym klimacie. Śnił jej się Tomasz. Leżeli na śródleśnej łące, która była oblana promieniami słońca. Byli ułożeni na plecach, ale twarzami odwróceni do siebie. Na jego twarzy malowała się bezgraniczna miłość do niej. Jej serce przepełniała radość. Nigdy nie była tak szczęśliwa, jak w tej chwili. Zrozumiała, że to dzięki niemu jej życie nabrało sensu po utracie ukochanej siostry.
- Kocham cię - wyszeptał Tomasz patrząc jej głęboko w oczy.
- Ja ciebie też kocham - odszeptała przymykając powieki.
***
Gdy z powrotem otworzyła oczy, wróciła już do rzeczywistości. Była w swoim popielato-fioletowym pokoju i leżała na własnym dębowym łóżku. Słońce dopiero wychodziło zza linii bloków. Było niezwykle parno. Nadine cała była oblana potem. Jej uwagę przykuła jednak pomarańczowa karteczka odcinająca się barwą na tle kremowego parapetu. „Skąd ona tu się wzięła?” - była to pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy. Dopiero potem uświadomiła sobie, że zostawiła uchylone okno, a skoro mieszkała na pierwszym piętrze, żadnym problemem nie było dostanie się na jej balkon i wrzucenie małej karteczki. Wciągnęła jeszcze raz zapach kołdry (uwielbiała ten płyn do płukania, z którego korzystała) i wstała z łóżka, po czym sięgnęła po pomarańczowy kartonik. Były na nim dwa zdania: „Spotkajmy się w Starym Browarze przed południem. Nie ważne gdzie, i tak cię znajdę.” Kiedy Nadine je tylko przeczytała, znów zobaczyła chłopaka z dwóch poprzednich wizji. Tym razem obraz tylko mignął jej przed oczami i zniknął. Nie była pewna, ale już przeczuwała, kto mógł się chcieć z nią spotkać… W końcu jednak jej wizje zawsze w jakiś sposób się spełniały. Nie rozumiała jedynie, po co ten ktoś chciał się z nią spotkać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz