Rozdział 21

- O co chodzi? - spytałam się jej po jakimś kwadransie, gdy wreszcie się uspokoiła. Nim jednak zdążyła mi odpowiedzieć, ktoś pospiesznie odkluczył drzwi i je gwałtownie otworzył. Zaskoczone obie się wyprostowałyśmy, a Julia przetarła oczy, kiedy do pokoju wpadła niespodziewanie Aleksandra.
- Zciągaj soczewki! - krzyknęła.
- Aaa... le ja nie noszę... - próbowałam powiedzieć, ale ona mi przerwała.
- Nie mówiłam do ciebie, Alicjo. Ja mówiłam do niej - mówiąc to wskazała moją przyjaciółkę. Gdy spojrzałam na nią, w jej oczach nie dostrzegłam ani odrobiny zdziwienia.
- Julia, ty przecież nie nosisz soczewek - powiedziałam do niej niepewnie.
- Alicja... Przepraszam..., ale to prawda. Mam założone soczewki... - wyszeptała ledwo słyszalnie Julia. Otworzyłam szeroko oczy.
- Nie... nie rozumiem. Po co? - Ona nie odpowiedziała, zamiast tego sięgnęła do oka, ukazując... pomarańczowo - czerwoną tęczówkę!!! Druga była taka sama... Kiedy patrzyłam na nią z niedowierzaniem, do pomieszczenia wbiegły Kasia i Basia.
- Wiedziałam, że nie jesteś zwykłym człowiekiem!!! Wiedziałam!!! - wykrzyczała jedna z nich. Julia spuściła głowę, ale dostrzegłam jeszcze w jej spojrzeniu poczucie winy. Aleksandra podeszła do nas.
- Gdzie są twoi rodzice? - spytała się Julii lodowatym tonem, ale ona milczała. Kobieta powtórzyła pytanie, ale ona nadal uparcie nie odpowiadała. W końcu Aleksandra uderzyła ją w twarz. Na to obie wstałyśmy na równe nogi. Już chciałam krzyknąć, żeby zostawiła Julię w spokoju, ale ona spojrzała się na mnie wzrokiem, który sprawił, że zabrakło mi mowy. W jej oczach dostrzegłam płomienie.
- Odwal się ty stara wiedźmo!!! - wybuchła, a z koniuszków jej palców poszły iskry. - Zaraz cię podpalę i wszyscy na tym skorzystają! Nikogo już nie skrzywdzisz, słyszysz?!!! Nikogo nie zabijesz z zimną krwią, tak jak moich dziadków!!! - po tych słowach z jej dłoni buchnęły płomienie w stronę Aleksandry, która stała jak sparaliżowana z wyrazem szoku na twarzy. Kiedy w naszą stronę rzucili się mężczyźni, bez zastanowienia złapała Julię za dłoń, a od mojego ciała zaczął wiać wiatr. Nie wiedziałam do końca, na czym polega ta moc, ale byłam już pewna, że to jest dar. Doszłam do wniosku, że w nim jest z pewnością bardzo ważne kierowanie umysłem, skupiłam się na nim, starałam się złapać z nim jedność i... udało mi się to!!! Już po chwili wszyscy zostali wyrzuceni z pokoju, a drzwi się za nimi zatrzasnęły. Zostałyśmy tylko Julia i ja. Szybko rzuciłyśmy się do wyjścia na balkon. Na szczęście nie było zamknięte. Pospiesznie wyszłyśmy na zewnątrz. Bez dłuższego myślenia wspięłyśmy się na barierkę i z nie zeskoczyłyśmy. Nie wiem, jak mi się to udało, ale wiry wiatru utworzone dookoła nas, powoli spuściły nas bezpiecznie na zieloną trawę. Potem pobiegłyśmy do lasu i tam również nie zwalniałyśmy, gdyż pościg, który już po chwili wyruszył, deptał nam po piętach. Już prawie ugryzł mnie w kostkę jeden z wilków, gdy nagle usłyszałam przeraźliwie głośne końskie rżenie. Kiedy odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził ów dźwięk, nic nie mogłam dostrzec, gdyż oślepił mnie niesamowity blask. Kiedy zelżał, nasz pościg się ulotnił. Było jedynie słychać echo ich pisków. Dopiero po chwili jednakże zrozumiałam, co mamy przed sobą. Był to jednorożec! Jego śnieżnobiała sierść delikatnie lśniła, a ze srebrnego rogu wydobywało się jasne światło. Obie powoli do niego podeszłyśmy, nawet nie drgnął. A gdy podniosłam w jego stronę dłoń, sam potrącił ją nosem, zabawnie parskając.
- Dziękujemy - wyszeptałam do niego. Julia tylko stała i się na niego patrzyła z szeroko otwartymi oczami i ustami. Moment później jednorożec zaczął parskać i niecierpliwie przebierać nogami.
- Julia, on chyba chce, żebyśmy go dosiadły - wywnioskowałam powolnie. Na całe szczęście obie trochę umiałyśmy jeździć konno, dzięki corocznym wakacyjnym (w moim przypadku dwóm) wyjazdom na farmę do wujostwa mojej przyjaciółki. Szczególnie dobre byłyśmy w jeździe na oklep. Na początku Julia mnie podsadziła na grzbiet jednorożca, a gdy stabilnie na nim usiadłam, pomogłam jej się wdrapać. Kiedy złapałam się mocno jego grzywy, a moja towarzyszka mnie, ruszył. Od razu zaczął kłusować, ale niestety przez brak strzemion, nie byłam w stanie anglezować, przez co już po kilku minutach bolały mnie pośladki. Gdy jednorożec wreszcie się zatrzymał, minęły chyba wieki i byłam tak zdrętwiała i wycieńczona, że bez czucia się osunęłam z jego grzbietu. Na całe szczęście spadłam na mięciutki mech i nic sobie nie zrobiłam. Z Julią było chyba tak samo, gdyż wylądowała obok mnie. Chyba nawet na chwilę straciłam przytomność, gdyż, kiedy otworzyłam oczy, nie miałam już nad sobą nieba, tyko sufit z drewnianych belek. W pewnym momencie poczułam na poliku coś mokrego. Gdy odwróciłam głowę, ujrzałam najsłodsze stworzenie, jakie w życiu widziałam. Był to źrebaczek jednorożca! Ledwo co, ale udało mi się wyciągnąć rękę i pogłaskać go po czarnej, jedwabistej sierści. Jego niewielkich rozmiarów rożek był koloru płynnego złota. Oczka mu się mieniły i widać w nich było niewinność i bezbronność. Dopiero po około minucie zrozumiałam, że oboje leżymy na sianie. Z wielkim trudem udało mi się dźwignąć na łokcie. Z drugiej strony obok mnie siedziała po turecku Julia. Miała przymknięte oczy. Obiegłam wzrokiem otaczającą mnie przestrzeń. Byliśmy w sporych rozmiarów szopie. U jej wejścia stał młody, wysoki mężczyzna z krótkimi, kasztanowymi włosami i wyraźnie spiczastymi uszami.
- Masz bardzo charakterystyczny kolor włosów - odezwał się nagle i pomimo tego, że się na mnie nie patrzył, wiedziałam, że się zwraca do mnie. - Znam tylko dwoje ludzi o takim kruczoczarnym odcieniu. Jedna z tych osób właśnie tu idzie… - urwał. - Witaj, Robercie! Kopę lat! Rozumiem, że to jest twoja przyrodnia siostra - powiedział do kogoś, kto najwyraźniej do nas szedł, wskazując na mnie. Po chwili ujrzałam chłopaka z moich snów!!! Chociaż właściwie ani razu go dokładnie nie widziałam, ale byłam w stu procentach pewna, że to on. Miałam po prostu takie przeczucie. Kiedy zerknęłam na Julię, miała już otwarte oczy i najwyraźniej również wydawała się być zdziwiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz