Rozdział 6

Po kwadransie główne drzwi się otworzyły, ale nie stały w nich Ella i Rina, tylko… Damian. Zaskoczona skamieniałam, a z moich ramion wyśliznęła się Lejla. Chciałam ją złapać, ale ona jak strzała wyleciała przez drzwi na dwór. Szybko za nią pobiegłam popychając Damiana w bok. Zdążyłam jeszcze zobaczyć jak pośród drzew zniknął czubek białego ogona. Prędko poleciałam w tamtą stronę, nie czekając nawet na to, aż Julia wyjdzie z toalety. Gdy znalazłam się w lesie, rozglądałam się we wszystkie strony, ale nigdzie nie mogłam jej dostrzec. W pewnej chwili usłyszałam łamanie gałęzi niedaleko siebie. Od razu ruszyłam w stronę, z której dochodził ów dźwięk. Niestety ciągle nie mogłam znaleźć mojego parszywego kota. Po kilku minutach uświadomiłam sobie, że jestem w głębi lasu i nie mam pojęcia jak wrócić z powrotem. Zrezygnowana usiadłam pod drzewem opierając się plecami o pień. Zamknęłam oczy i wyostrzyłam słuch, a nóż się uda i może coś bym usłyszała. Po pięciu minutach ogarnęła mnie ciemność. Nagle cienie się rozstąpiły i znów zobaczyłam chłopaka z jarzącymi się na żółto oczami i twarzą ginącą w mroku… Niespodziewanie rozległ się trzask. Otępiała otworzyłam oczy. Było bardzo ciemno, pomimo tego, że na niebie świecił księżyc w pełni. Dookoła mnie nie było nawet żywego ducha. Przestraszona wdrapałam się na najbliższe drzewo, na którym dostrzegłam gałęzie nadające się do utrzymania mojego ciężaru na dłuższą metę. Już po niespełna minucie zasnęłam.

 ***

Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Doszłam do wniosku, że musi być około piątej rano. Byłam zszokowana, że nie zleciałam z drzewa, bo zazwyczaj bardzo się w łóżku szamotałam. Cóż, w sumie to dobrze, bo gdybym spadła, to prawdopodobnie coś sobie bym złamała. W końcu jeszcze tego mi brakowało do „pełni szczęścia”. Dobrze, że przynajmniej było dosyć ciepło, bo miałam na sobie tylko cieniuteńką sportową bluzę i leginsy. Gdyby było troszeńkę zimniej, z pewnością bym zmarzła. Pomijając fakt, że burczało mi w brzuchu, strasznie chciało mi się pić. Nie miałam jednak zamiaru ruszyć się z miejsca, w którym się znajdowałam w obawie, że pójdę jeszcze bardziej w głąb lasu. Pozostała mi jedynie nadzieja, że ktoś mnie znajdzie, no… bo chyba ktoś mnie szukał, nie? Nieistotne…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz